czwartek, 10 stycznia 2013

Zaliczyłam!

Oświadczam wszem i wobec, że dziś zaliczyłam po raz pierwszy siłownię.
Godzina intensywnego treningu pod okiem instruktora.
Kobietka rozpisała mi trening, a właściwie trzy treningi. Zaznaczyłam tylko, że nie znoszę bieżni, co miła pani uwzględniła rozpisując w treningu orbitrek i rowerek na zmianę. Wyraziłam chęć chodzenia co najmniej czery razy w tygodniu i obym w tym postanowieniu wytrwała.
Wrażenia?
Podoba mi się wystrój, a to już dużo. Przestrzeń niewielka, ale zagospodarowana dobrze.
Muzyka dodaje "pałeru".
Na końcu każdego treningu widnieje tajemniczy: masaż.
Byłam go bardzo ciekawa.
Przyznam, że z braku kondycji (ćwiczonka w domu absolutnie nie przygotowały mnie na tego typu trening) na koniec czułam jak trzęsą mi się mięśnie, ale wytrwałam.
Instruktorka spytała nawet czy ćwiczyłam wcześniej, bo dość dobrze radziłam sobie technicznie i z oddechem. A jasne, że tak, a że było to kilkanaście lat temu to juz taki mały drobiazg.
Wreszcie ćwiczenia zakończyłam i udałam sie na zasłużony masaż

Masażer wygląda mniej więcej tak.
Po raz pierwszy miałam do czynienia z taką maszynerią, więc byłam ciekawa co to za zabawka.
Po 10 minutach masowania różnych części ciała czułam przeogromną ulgę dla zmaltretowanych mięśni.
Jedyne co mnie zaskoczyło w treningu to brak rozciągania na koniec. Poza tym ćwicząc, jednocześnie świetnie się bawiłam.
Jutro melduję się ponownie w klubie.

Gorzej natomiast z dietą. Jakoś pomysłów na tanie i szybkie dania dietetyczne mi brak, ale cały czas nad tym pracuję ograniczając po prostu posiłki, które spożywam.
A dziś to w ogóle dieta poszła się paść za sprawą...


...takiego oto torta mojego synka, który to dziś skończył 4 lata.
Zjadłam dwa kawałki, przyznaję, ale biczować się nie zamierzam.
Był pyszny.
Zatem jutro również dietetycznie wracam do gry .

1 komentarz: