Dziś rano, nieświadomie, zastosowałam dietę bogatoresztkową tzn. bogatą w resztki, które pozostawiły maluchy. O zgrozo! Jednak nie wpadłam w panikę, tylko po prostu nie zjadłam swojego, zaplanowanego śniadania.
Zresztą, poczyniwszy również postanowienie dietetyczne doszłam do wniosku, że konkretnej diety to ja nie dam rady, ale z każdej coś, w rozsądnych ilościach, stosując zdrowsze zamienniki to i owszem.
Zajrzałam zatem do lodówki i do portfela i westchnęłam. Zdziałać mogę niewiele, ale zawsze więcej to niż nic. Zamrażalkę mam bogato zaopatrzoną w kurzęce cycki, które uwielbiam, więc na pewno coś wymyślę. Dziś po prostu zastosowałam dietę MŻ, do tego stopnia, że cały czas czułam i czuję niedosyt i nawet słyszę jak żołądek mi się buntuje.
Generalnie dziś miałam zwariowany dzień, wiec po położeniu dzieci spać przez głowę przebiegła mi myśl, że może jednak od jutra....O nie, nie! A co ja na blogu napiszę? Po jakie licho go zakładałam, że po jednym poście już mi się nie chce. Stop!
W garść się wzięłam i o 21:21 zaczęłam ćwiczyć.
Miałam poćwiczyć 45 minut. wytrzymałam 30 minut i przerwałam, bo mięśnie zaczęły mi się trząść. Jak na pierwszy raz to i tak jestem z siebie dumna :) Nie poddałam się!
A, i jeszcze jedno. Stanęłam dziś na wadze i ujrzałam dokładnie 73,6 kg.
Uśmiechnęłam się zadowolona, bo bałam się, że po świątecznym obżarstwie przekroczę 74 kg.
zdjęcie ze strony bezpowodu.com |