Od jakiegoś czasu obdzwaniałam rodzine i znajomych w nadziei, że ma ktoś pożyczyć rower. Jak to zwykle bywa, nadzieja matką naiwnych. Biadoliłam nawet nad biedronkowym, różowym tworem, którego koszt przerastał moje możliwości finansowe
I nagle stał sie cud.
Kilka dni temu dostałam telefon. Dzwonił mój M. Odebrałam i usłyszałam, że w komórce stoi rower i mogę sobie pojeździć. I faktycznie stał, a nawet nadal stoi, a ja do niego zęby szczerzę zadowolona z faktu jego bytności.
Używany, użyczony na czas bliżej nieokreślony. Tyle wiem, więcej informacji nie udało mi się wydębić.
Jako, że ostatni raz siedziałam na rowerze ponad 10 lat temu, to pierwsza wycieczka była krótka i niedaleka. Taka w celach zapoznawczych.
Przy okazji przeczytałam markę "Merida", ktora oczywiście mnie nic nie mówiła.
Wczoraj dziatwę zostawiłam pod opieką taty, a sama, o 7:00 rano, wsiadłam na rower i cel mniej wiecej sobie wyznaczyłam.
Dojechałam do skrzyżowania (wyjeżdżając z podwórka), rozejrzałam się i juz miałam przyspieszyć kiedy kątem oka ujrzałam wypadający zza drzewa samochód. Dałam po hamulcach. Rower gwałtownie się zatrzymał, a ja , nie opanowawszy roweru z gracją zaliczyłam glebę.
Widać upadek miałam dość efektowny, bo nagle przede mną cztery samochody stały, a kierowca pierwszego z nich przepraszał, że mnie tak przestraszył i kilkakrotnie pytał czy aby na pewno nic mi sie nie stało. Zasadniczo nic, bo przecież za nic w świecie nie przyznam się, że dość mocno zadkiem wyrżnęłam.
Publicznośc w końcu sie rozjechała, a ja mogłam kontynuować jazdę.
Myślę, że z 15 km pokonałam. Jak na pierwszy raz to dumna z siebie jestem, aczkolwiek rower jechał szybciej niż ja pedałowałam.
Na jakimś szybkim "speedzie" jechałam, bo za bardzo nie czułam pracujących mięśni nóg i żadnych zakwasów nie mam.
Jedyna pamiątka po wczorajszej jeździe to potężny siniak na prawym pośladku.
Poza tym musze przyznać, że jestem pod wrażeniem ścieżki rowerowej, którą nam zafundowano. Naprawde przyjemnie się jedzie, widoki cudne.
Też uwielbiam jazdę rowerem! Zwłaszcza jak wjadę w przedmieścia gdzie nie oddycha się samymi spalinami ;)
OdpowiedzUsuńdziś w planach mam skalpel, a jutro rower i cyknę kilka foteczek naszej ścieżki...Pozazdrościcie :)
Usuńrower to najlepsza forma relaksu i transportu w mieście:)
OdpowiedzUsuńNigdy nie lubiłam jazdy rowerem... Bo jeździłam na góralach, na których mi nie było wygodnie. Od kiedy mam swój miejski rower kocham jeździć :-)
OdpowiedzUsuńJa zamówiłam już nowy rower i czekam na przesyłkę :)
OdpowiedzUsuńI jak? Dalej jeździsz? :)
OdpowiedzUsuńTak i jeżdże i ćwiczę z Ewą i Mel B naprzemiennie, dla urozmaicenia :)
UsuńOby tak dalej, a na pewno osiągniesz sukces jeśli chodzi o jazdę na rowerze.
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że kontynuowałaś jazdę i nie zraziłaś się upadkiem!
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie:
http://pretty-perfection.blogspot.com/
Świetny, ciekawy i bardzo przyjemny sposób na poprawę kondycji, i zrzucenie paru kilogramów :) pozdrawiam i życzę wytrwałości.
OdpowiedzUsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńpiszę do Ciebie, ponieważ od marca 2015 roku startuję z projektem swan, czyli grupową walką o zdrowie, piękną sylwetkę, poprawę wizerunku. Chciałam Cię zaprosić do projektu - możesz mnie szukać na facebooku - Swan Łabędzica lub na blogu projekt-swan.blog.pl
do zobaczenia!:)
-Kasia (Swan)