Mój ulubiony kioskarz już od trzech tygodni wiedział, że ma mieć dla mnie egzemplarz Women's Health.
Zatem w piątek, 26 kwietnia, po odprowadzeniu dzieci do przedszkola i żłobka zjawiłam się w kiosku, przestępując niecierpliwie z nogi na nogę. Był. Szczęśliwa i ciekawa wielce przyspieszyłam obroty i zjawiłam się w domu wcześniej niżzwykle, nie robiąc nawet pozostałych zakupów.
Dałam sobie na wstrzymanie do momentu zrobienia sobie kawki, po czym siadłam i zajrzałam.
Pierwsze wrażenie...objętościowo jak lubię,138 stron + dodatek Uroda.
I ten dodatek trochę mnie zeźlił. Nie przez sam fakt bycia dodatkiem, ale, że do góry nogami,bo on zaczyna się od tyłka strony, ale o tym dowiedziałam się jak doszłam do końca części zasadniczej.
Nie lubię takich dziwolągów.
Da się jednak przeżyć.
Poza tym jeszcze nie podoba mi się forma przedstawiania ćwiczeń. Zastanawiałam się przez chwilę czy nie powinnam poszukać lupy, żeby lepiej się przyjrzeć. Za małe! Zdecydowanie jestem na nie!
Kobietą pierwszego numeru WH jest Agnieszka Cegielska. Gdzieś coś mi brzęczało, że nazwisko nieobce, ale, w pierwszej chwili, z pogodynką nie skojarzyłam. Czy to trafny wybór? Przyznaję, że mnie osobiście twarze w jakichkolwiek magazynach nie przeszkadzają. Nie zastanawiam się czy ich miejsce jest akuratne tu i teraz. Jest to jest, po prostu przyjmuję do wiadomości i się nie czepiam zasadności wyboru tej a nie innej osoby na okładkę.
Nie będę streszczać zawartości, bo szczerze mówiąc (pisząc)jeszcze nie wszystko przeczytałam.
Ogólnie jednak magazyn podoba mi się i zamierzam kolejne numery nabywać.
Czytałam różne opinie na temat pierwszego numeru WH, wiele czytelniczek porównuję z męskim odpowiednikiem Men's Health i czuje się pierwszym numerem rozczarowana. Ja nie porównuję, bo nie znam.
Może dlatego generalnie odbieram WH pozytywnie.